DRANG NACH PEENEMUNDE
sierpień 2010

Jakoś tak dziwnie szybko leci czas. Już grudzień, a mnie dopiero teraz udało się przygotować fotki z naszego sierpniowego rejsu. Nazbierało się tego sporo bo i wyprawa była bogata w doznania. W przeciwieństwie do ubiegłego roku, gdzie większość dystansu pokonaliśmy na silniku, tym razem było mnóstwo prawdziwego żeglarstwa pod żaglami. Mimo, że wszystkie dni miały podobną ramę (przed południem zwiedzanie, po południu i wieczór pokonanie założonego dystansu), każdy był zupełnie inny. Za każdym razem zarówno akwen, jaki pokonywaliśmy, jak i miejsce które zwiedzaliśmy, były zupełnie inne. Nawet nastroje na łódce kołysały się jak skorupka na wzburzonym morzu. Dzisiaj, patrząc na zimowy krajobraz za oknem (prawie -12°C), tym przyjemniej powspominać wakacyjne doznania. Przepłynęliśmy kawał świata, zobaczyliśmy fajne miejsca, a nade wszystko oderwaliśmy się od rzeczywistości - bo przecież w tym składzie po prostu "niczego nie musimy"; pełny luz i swoboda, bez terminów, zobowiązań i planu do bezwzględnej realizacji. Takie właśnie mają być wakacje.